złamany paznokieć
jak półksiężyc spadający na ziemię,
jasny punkt, w który kropla krwi
przeszła samą siebie
i zamieniła się w brud
zakrzywiona linia
pozornego zetknięcia z niebem,
buja się,
kołysze,
przypomina martwy uśmiech
do tego jeszcze szramy głębokie,
jeszcze zadrapania,
dołki, do których dotarł ten kawałek na oślep
element zestawu odpadał ze zmęczenia,
i teraz trzeba będzie patrzeć jak dorasta,
jak dojrzewa do bycia pełnym
za kolejnym księżycem
tęskni się połamanym sercem