to ciągle ten sam maj
naszkicowany grafitowym wieczorem,
ciągle słowa z formaliny,
słowa wypite z zardzewiałego kubka,
utlenione w gardle,
rozpuszczone w ślinie,
ciasne i niewygodne
dla ust
nie zliczysz
spojrzeń wyklutych ze szczelin źrenic,
nacisków sumienia,
wyrzutów do samego siebie,
nie zliczysz
obojętnych dni,
zmarnowanych,
przerysowanych
kalkomanią życia,
podrobione plastikiem szczęście
sztucznie pachnie
to ciągle ten sam maj,
nie ucieka ode mnie,
oswoił rokujący marnie czerwiec,
nawet się trochę uśmiecham,
zastanawiam głęboko,
który to już rok
szkicuję – ja beztalencie
krajobraz,
o którym tak chciałem zapomnieć