aż chciałoby się wejść w te cienie
– opustoszałe z gorąca pomieszczenia,
czarne futerały drzew, budynków, płotów
i zostać dzikim lokatorem tych odbić,
bezcielesnym najemcą, który nie daje się
wiórom gorąca do końca oczernić
zrzucić z siebie porcelanę potu,
lepkie włosy wpuścić w mżawkę promieni,
niech się zamieni w falowanie ciepła,
a potem tylko odlepianie ubrań
od kryształów potu
na szczęście cały świat czeka
na inny kąt świecenia,
na rozlaną kałużę chłodu,
na strajk cieni nie do rozgonienia