a kiedy już ugrzęźniemy
w wysokich trawach,
w oczach zostanie tylko zieleń,
trzask pni,
chrobot nocy,
odbieranie krwi przez owady
ugrzęźniemy, a woda wlewająca się od strony skóry
sprawi, że nie umrzemy,
że odpłyniemy na chwilę rozgrzani, żółci od słońca
trzymam cię za rękę,
splątany,
zakręcony na tobie,
rozgotowany na czole
paruję we włosy,
czepiam się wilgotny szyi
i wiszę
ugrzęźniemy tu i zostaniemy do jesieni,
wyciszeni przez liście,
mówiący do siebie przez rzekę,
przez echo burz,
przez mgły mokre, białe, rozmyte i zimne
nie muszę już na ciebie czekać
wrastamy palcami do ziemi,
nie zmienię tego, na żadne istnienie,
na żaden spacer pod gwiazdami