mocna nieostrość,
z tego miejsca jeszcze cię nie oglądałem,
falujesz jak ciepło budynków,
jak ich wnętrze pełne zasypiających oczu
to pewnie przez deszcz rozciągający bloki:
w bok,
w ziemię,
w niebo
wymyte betonowe fasady,
lśniące tynki,
opadające wilgotne dachy
jesteś teraz jak powódź
zarażających się głębokością kropli,
topisz odbicia podobnych twarzy,
w jedną wspólną kałużę,
w jedno wspólne, nieostre odbicie
nie masz nic na sobie?
bo nie widzę,
niedowidzę dotykiem,
nie ma odległości,
jakbyś znikła
mocna nieostrość,
mocne wgniecenie widoczności,
potłuczony deszcz o ciemny horyzont
jakbyś była w kawałkach rozlana,
zimna,
wreszcie czysta