nie pytasz i wchodzisz,
rozsiadasz się we mnie,
częstujesz,
maczasz w moich oczach ciastka swoich spojrzeń
potem kapiące po brodzie łykasz,
podgryzasz, kruszysz
tęsknię za tobą
przywiązany do obrotowego krzesła,
własna grawitacja,
własna cisza
zawsze jest jakaś,
zawsze jesteś ty ,
mleczna droga, po której boję się chodzić
wstrętny lęk wysokości,
i strach przed spadaniem,
dlatego tylko wiruję,
kierowany przypadkiem zdarzeń
skoro już tu przyszłaś, to ci powiem
że po drogach mlecznych podróżuje się powoli,
i trzeba mieć przy sobie turystyczny almanach
podróży po niebieskich ciałach,
tam wszystko opisane:
elipsy piersi, mgławice powiek,
gęstość krytyczna ud i ramion,
przez grawitacyjne zapadanie skóry,
a hipoteza braków brzegów
potrafi wskazywać, gdzie nie powinna
podążać reszta ciała
a jeżeli się pogubisz
to końcem języka odnajdujesz drogę
do ust,
do bieli szeptów,
do granicy lęków,
do kolizji ciał
poczekam,
wypalę się na twoim niebie,
przecież mam lata świetlne
na to żebyś się dowiedziała, że w zimie kosmosu
powinno nam być dobrze
powinno być ciepło