wyobraźnia zabliźnia mi się białym światłem,
ledwo widzę…
a tak naprawdę, to nigdy nie próbowałem cię dotykać
samymi paznokciami,
olej ze słońca nawilża mi dłonie
i się wymykasz
nosisz ubranie z prostych ruchów,
spod nich wystają namacalności
na kształt stężonej lawy,
dostęp do ciebie wydaje się łatwy
wystarczy rozebrać cię z niedoskonałości
obraz zlewa się po drugiej stronie szyby
różowa krew wydziela rany
dla każdej z dłoni,
każda tamuje śmiertelne pocałunki,
każda robi ciemne ślady,
potem z zachwytem mówię,
że nie udało się tego uratować
tępym narzędziem
do wyrywania włosów
staram się zwrócić uwagę,
boli każdy ruch głowy,
a najlepiej wychodzi mi to w nocy
kiedy masz zamknięte oczy
zabliźnia się białe światło na tobie,
tak to sobie wyobrażałem,
bez umiaru,
przykręcony do twojego karku
zimnymi palcami