widoku tego powszedniego
co napełnia korzenie płynną ziemią,
co zmusza śnieg do skoku w rzekę,
w piaskowy lód ze śliską grzywą,
co się iskrzy przez kość wylizaną do przezroczystości,
tego widoku powszedniego chcę mieć
pełen oczodół tuż za źrenicą
jeden widok dla ciebie
żebyś myślała, że byłem na suchym brzegu
jedynie częścią zachwytu,
że się napatrzyłem na rozkład słońca
w puste drogi,
że wiem gdzie promienie depczą
drewniane progi,
a domy stają się otwarte dla ślepych cieni
jedna część dla ciebie
tylko dlatego, że nieodkryta wyglądasz na zimną
i nie umiem wziąć pod język
czegoś co mnie odpycha
więc widoku tego powszedniego
co jest jak kadr wycięty introligatorskim nożem,
co w poście słów jest zachwytem nad ciszą,
widoku tego powszedniego dorysuj do map,
żebym wiedział dokąd tak naprawdę chodzę