pod nogami leży truchło,
gnijącą skórą obciągnięte kostki słów,
pazurki stępione
bo wlokłem je za sobą
po szutrze i bagnach,
jakbym chciał zachować
na potem,
zagrzebać bezczelnie
w ziemi
niepsujących się pomysłów
bezwładnie lejące się ciało,
uderza podstawą czaszki
w metafory, w porównania,
dwie rączki skrzyżowane na piersi,
w które nie uda się włożyć
świeczki z rymów,
wypada, podpala,
płonie cała okolica,
dym widać z dala,
obcy będą chodzić mi po głowie
z trumnami na palcach,
żeby tylko nie obudzić
wystukanych w klawiaturze
pogrzebowych śpiewów
robaczywie wystrojona
wyobraźnia
chwali się brakiem mięśni,
białe kostki słów,
talizmany na sznurku z żył,
zaklęcia wpięte w usta
zepsutymi zdaniami
Dobry tekst brawo dla autora