że ci się nie znudzi
odstawać tak martwo
od chmur napęczniałych deszczem
że ci jest tak łatwo
kręcić gęstą watę mgieł
na gałęziach drzew
że tak głupio spadasz
z barykady bloków,
na szpikulce anten
przebity jak owad
że się zakraplasz jak sen
w puste ulice
i śnić będą o tobie
tylko wygaszone okna
że się nie boisz
bezpańskich psów tropiących,
którym podrabiasz cieniami
byłych właścicieli
że cię noc łyka
jak hostię zimną,
że pcha językiem ciszy
prosto w moje oczy
wystarczy, że cię przełknę
zmęczonymi powiekami
i znikasz