tam, na ulicach
w asfaltowych korkach
topią się ludzie,
a na krawężnikach
psy przegryzają z nudów łapy
patrząc pod słońce
płoną dachy,
nieczynne kominy
ratują się przed zawaleniem
rzucając na ziemię liny z cieni,
a szklane, jasne plamy wieżowców
tracą jednolitość,
bo zabiera je
oddech zamroczonych
klatek schodowych
białe kołnierze
przestają być częścią koszul,
rozpięte próbują odlecieć
i na przejściach dla pieszych
skrzydlate głowy
stają się prawie anielskie
w kimatyzowanych pomieszczeniach
makulaturę godzin
przed spopieleniem
ratuje tylko ciągła dostawa prądu
więc tak czy inaczej, wieczność musi być zimna
ale ogólnie staje się trochę prościej:
psy bez łap
nie mogą się już nudzić,
asfaltowi ludzie
odpłyną obwodnicami
w kierunku miast z kominów,
a latające głowy
wrócą do wychłodzonych biur
gdzie wyklują się jeszcze lepsze pomysły
jak pokonać upał