wyparował ze mnie lęk wysokości
i umiem już patrzeć na wszystkich z góry,
wyizolowana, bełkotliwa miłość
jest tylko szeregiem liter pozbawionych sensu,
i umiem się śmiać na bezdechu
jakbym nurkował w bezkresnym zadowoleniu
mam kości na sprzedaż,
bo umiem utykać inaczej,
nadają się do wzniecania ognisk rodzinnych
i nowych stanów zapalnych,
tylko kręgosłup do wyprostowania
– uszkodzony przez zgniłą moralność
odstawiłem rozpacz hardą,
i upijam się na smutno,
tylko wtedy kiedy warto,
nie składam domysłów na twardo,
bo spokój ma nierówną krawędź,
która kończy się między nami przepaścią