wpływam na burzę
łodziami z oczu
znów widzę
przeszklony, zmącony, leniwy wir kropel
rozebrane z powiek,
rozwleczone na liście,
zamienione w rzekę
ratuję dłonie od utopienia
zaciskając palce
na obręczy słońca
i czekam,
aż się przepalą nici mięśni
wszędzie mielizny między chmurami,
wyspy granatowego koloru
zasypane piorunami
zostaje płynąć z prądem,
bezludna łódź z oczu,
stery z suchych kości,
trzask skórzanych żagli
skazanych na zmarszczki fal