ten słony
kożuch upałów
rzucony na plecy drzew
ten nasycony gęsta mazią słońca
sen zastygających ulic
ta otwarta na syk pary
dziura nocy
zapamiętują jak się męczę,
jak się wyolbrzymiam w przekleństwach
odwrotnie do tego co czuję
i jeżeli stanie się bezwietrznie,
jeżeli będzie trudno oddychać,
ta szara mielizna chmur
przypełźnie tu na stałe
wtedy słowa bez wody
będę wypluwał kamieniami
przywiązanymi do szyi