żebym tak już się nie bał
matowych wnętrzności nocy
wszystkich oddechów,
które odchodzą ode mnie
wpompowane w ściany
wszystkich odległych miejsc na skórze
połączonych ze sobą sznurkiem włosów
żebym miał pewność,
że to co ze mną sypia
nie jest pyłem
tylko głosem
i kiedy mówię – dosyć – słyszę:
zapakuj mnie w paczkę swoich dłoni,
wyślij mnie do siebie jak list miłosny,
wyślij mnie do ust
ze znaczkiem poślinionym,
w kopercie z ubrań, które da się porwać
ot tak, dla przyjemności
żebym tak już się nie bał
czytać o zupełnej ciemności,
o śnie, którego papierowy brzeg
pozbawiony liter
rozpuszcza się w tobie