Czasami porozrzucane ciuchy wyglądają jakby się do siebie przywiązały.
Taką przyjaźnią szczenięcą.
Poobgryzane guziki, nastroszone kołnierze, kieszenie rozciągnięte przez natarczywe szarpanie. Niejednorodna mieszanina tkanin i kolorów, molekularny kocioł nici, szwów, metalowych zamków nachodzących na siebie z każdej strony.
Rękaw bluzki wetknięty w szlufkę spodni przypomina czułe objęcie. Rozkołysana spódnica leży trochę dalej, o jeden krok od łóżka, jakby spadła w tańcu. Ubrania wypompowane z ciał, są luźne, zamienione w supły pełzną przez kosmatą łąkę dywanu pod łóżko. Naturalnie ciągną w najciemniejsze miejsce pokoju, żeby nikt ich nie odnalazł. Wokół tego niemrawego ruchu, śnieżne satelity bielizny. Bawełniane książce obszyte koronkowymi kraterami, wyparowują ciepłym zapachem i wirują w kierunku ścian.
Bezkostne rękawy wywrócone w drugą stronę utrzymują niewidzialny ciężar lub próbują sięgnąć do dekoltu kwiecistej bluzki. Wkraść się wężowatym ruchem i zostać tam na zawsze.
Czasami porozrzucane ciuchy mają w sobie więcej czułości niż ciała, z których spadły.
Jednak rozstają się bardzo szybko.
Ktoś w końcu zapnie pospiesznie ostatni guzik i wyjdzie.
Ilustracja: Adara Sánchez Anguiano
jacy królewicze, takie kopciuszki
Hmm może i tak. Ale jednych i drugich trzeba umieć zatrzymać… co by do jakiegoś innego odzieżowego nie uciekli.
A i te internety… Zalando i cholera wie co jeszcze… 😉
Bo trzeba wiedzieć jaki „polarek” wybrać 😉
No tak… ważne żeby pasował do ciała 🙂